Co może być
niezwykłego w siedzeniu na el cztery?
Dwa dni
słuchania piosenek, składania myśli do kupy, dochodzenia do wniosków. Czerpania
przyjemności z zamykania tego wszystkiego w zdaniach.
Dzisiaj na
tapecie świadomość własnej schematyczności. Sprzeczność? Chyba nie, chyba tak
to działa. Kropla drąży skałę. Drążyła, drążyła, wydrążyła. I teraz ciurek inną
drogą nie popłynie. Dobrze wiedzieć.
Można się
spinać nadludzkim wysiłkiem, wbrew grawitacji i wszystkiemu innemu przedzierać
się wierzchem kanionu, łamać te swoje schematy. I czuć satysfakcję.
Czy warto? Dla
satysfakcji, poczucia sprawczości, panowania nad swoim życiem – pewnie warto.
A może warto
polubić to, co było? Może warto się zastanowić, czy to rzeczywiście takie złe?
A może nie
oceniać, nie wartościować. Toż to przecież istota nas, te wszystkie ścieżki,
rzeźby krajobrazu.
Pan próbuje
mnie „zagiąć”, udowodnić, że nie muszę postępować tak, jak postępuję? Że mogę
żyć jak chcę, inaczej niż dotychczas, sięgać po niedosięgnione, dostawać czego
nie dostałam, łamać schematy, łamać siebie, zaginać inaczej niż dotychczas?
Czyli tak, jak Pan by sobie tego życzył?
Pan ma żonę,
napomknę. Wyobrażam sobie, że nie jestem pierwszą osobą, którą Pan namawia do
niezobowiązującej, „szalonej” przygody. Puścić wodze fantazji, oddać się
namiętności. Pan pyta czego się boję, czy tego, że się zakocham i mówi, że
zakazany owoc smakuje lepiej.
Dla mnie żaden
on tam zakazany, proszę Pana. Jeśli inna baba czegoś mi zakazuje, to co
najwyżej mogę jej w pysk przyłożyć. Słaba ta próba manipulacji z Pana strony.
Skąd się Wam to
w ogóle, Państwo Szanowni, bierze, że potrzebujecie komuś udowadniać, że On
mniej niż Państwo logiczny? Przecież wiadomo, że każdy siebie za najbardziej
logicznego uważa (i za szczerego przy okazji – przepraszam, nie mogłam się
powstrzymać). Na swoje patrzy się szczególnie. U siebie zna się przesłanki:
motywy, emocje, zaszłości. U kogoś zna się tylko to, co widać: konsekwencje.
Nawet się nie podejrzewa, że jakaś konsekwencja, nielogiczna na oko, może być
przemyślaną decyzją. Świadomym wyborem.
Pewnie, że nie
muszę żyć jak żyję, proszę Pana, że mogę inaczej, że sięgać, że dostawać.
Ale czy ja mam
to roztłumaczać wszystko Panu? Po co, żeby Pan coś innego pomyślał, niż
pomyślał? Żebym się Panu wydała logiczna?
I co ja mam
wytłumaczyć, że mam w dupie taką przygodę, bo miałam własne ciekawsze? Co to
dla mnie za przygoda, że mnie we własnym łóżku osobistym będzie prześladować
jakiś babsztyl i że ja będę zmyślać jakieś historie, kiedy mi się zmyślać nie
chce i jak gówniarz się matce wymykać?
Co mam Panu
opowiedzieć, że faceta z którym byłam 3 lata, do którego się wprowadziłam
świeżo, zostawiłam dla francuskiego malarza, który nagle zapałał do mnie
bezwarunkową miłością? Że romans namiętny trwał 4 miesiące, wywrócił moje życie
do góry nogami, przegonił mnie od narzeczonego gdzieś na zadupiaste Bemowo?
Pan sobie zdaje
sprawę, że nawet na chwilę Pańska propozycja nie wyda mi się atrakcyjna w
zestawieniu z moim francuskim malarzem z kupą forsy, z chatą i basenem na
południu Francji, kolekcją motocykli i boskimi dziarami na całym ciele, w
seksownych wytartych dżinach i skórzanej kurtce, dla którego jestem miłością i
muzą?
To się nazywa
branie, przygoda, szczęście. To się nazywa puścić wodze fantazji, oszaleć. To
słabe tłumaczyć się przed kimś, ale może warto, żeby Pan poznał skalę swojej
śmieszności?
Projekcja może?
Pan mnie oskarża o strach przed łamaniem moich schematów, bo się Pan boi złamać
własne?
Do rzeczy.
Zmieniać bieg ciurków, czy polubić przetarte szlaki? Sęk chyba jak zwykle
w tym, żeby każdorazowo umieć podjąć świadomą decyzję.
Czy zależy mi
na celu takim czy śmakim? Czy ten schemat mi pasuje czy mi nie pasuje, czy mi
życie częściej ułatwia, czy częściej utrudnia?
Najlepsze jest
to, że całkiem często błąka się człowiek wiele lat, żeby świeżym okiem
spojrzeć na tę ścieżkę swoją wyświechtaną i stwierdzić, że ona jest
całkiem sensowna…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz